Aniela Wolnik
Aniela Wolnik stała się symbolem walki i polskość Górnego Śląska, brała udział w powstaniach śląskich jako sanitariuszka oraz zaangażowała się w działalność plebiscytową. Nazywana jest też Śląską Inką, bowiem podobnie jak Danuta Siedzikówna „Inka”, już jako nastolatka zaangażowała się w działalność niepodległościową, niosąc pomoc rannym na polu bitwy. Podobnie jak sanitariuszka majora Szendielarza, Aniela zachowała się bohatersko, w chwili śmiertelnego zagrożenia krzyknęła: „Niech żyje Polska!”
Kiedy pamiętnej nocy 16 sierpnia 1919 roku wybuchło powstanie, nie wahałam się ani chwili! Spełniły się marzenia i tęsknoty, walczyliśmy o powrót Ślaka do Polski. Jako sanitariuszka pomagałam rannym. Nie zastanawiałam się, podobnie jak inni powstańcy, jaki będzie rezultat naszego zrywu, liczyła się walka o wolność! Niemcy nie zapomnieli, ani nie wybaczyli tym, którzy z nimi walczyli. Jeszcze tamtego pamiętnego sierpnia przyszli do naszego domu, by mnie aresztować. Zdawałam sobie sprawę, że zginę. Czy żałowałam? Nie!!! Uklęknęłam przed matką i powiedziałam: „Pobłogosław mię, Matko, na śmierć za Polskę”. Ukochana matka, zdając sobie sprawę z podniosłej chwili, pobłogosławiła mnie i odpowiedziała: „Idź Dziecko za Ojczyznę. Nie wiem czy jeszcze Cię zobaczę”. Wzruszona zdążyłam jeszcze krzyknąć: „Niech żyje Polska!".
Byłam torturowana, szykanowana, ale mnie nie złamali. Gdy wraz z innymi jeńcami byłam prowadzona ulicami do rybnickiego więzienia Niemcy pluli na mnie, obrzucali kamieniami, błotem i wyzwiskami. Mnie i moich towarzyszy nazywali pogardliwie „polską bandą”, a mnie „polską królową”. Miłość do Ojczyzny i Boga pozwoliła mi przetrwać te trudne chwile. Niemcy chcieli mnie rozstrzelać, nie mieli litości dla „zdrajców”. Pan Bóg mnie ocalił. Po wprowadzeniu stanu wyjątkowego, nie mogli mnie zabić bez wyroku. Oskarżono mnie o zdradę stanu i w bydlęcym wagonie przewieziono do więzienia w Raciborzu, gdzie spędziłam pół roku. Każdego wieczoru śpiewałam im „Rotę” Marii Konopnickiej. Moja postawa budziła wściekłość oprawców, bili mnie i znieważali, a ja wytrwałam!!! Dzięki wstawiennictwu polskich adwokatów w lutym 1920 roku odzyskałam wolność!
Moja walka nie skończyła się. Gdy tylko odzyskałam siły po pobycie raciborskim więzieniu, z jeszcze większym zapałem zaczęłam angażować się w dotychczasową działalność. Ukończyłam kurs sanitarny zorganizowany przez Polski Czerwony Krzyż, założyłam drużynę harcerek ziemi rybnickiej, udzielałam się w różnych polskich organizacjach społecznych. Tak walczyłam o wolność Górnego Śląska…