Józef Rymer



Józef Rymer całe życie poświęcił pracy na rzecz polskiej racji stanu i walce o polski Górny Śląsk. Był przede wszystkim społecznikiem, zwolennikiem mozolnej pracy u podstaw, ale nie wahał się walczyć z bronią w ręku, gdy wybuchły powstania. Zaczynał jako zwykły górnik, by zostać działaczem związkowy, powstańcem śląskim, zastępcą Wojciecha Korfantego w Polskim Komitecie Plebiscytowym. 

Kiedy w wieku 16 lat zostałem zmuszony do wyjazdy do Westfalii nie zapomniałem, że jestem Polakiem. Pracowałem jako górnik i udzielałem się w polskich organizacjach „Sokole” i Towarzystwie Czytelni Ludowych. Kilka lat później zostałem prezesem Zjednoczenia Zawodowego Polskiego w Dellwig w Westfalii. Jako sekretarz generalny ZPP  byłem redaktorem naczelnym organów prasowych  wydawanych przez Zjednoczenie. Zawsze miałem na uwadze prawa polskich pracowników. 

Tuż przed wybuchem wojny uznałem, że tę walkę musze kontynuować na śląskiej ziemi. W 1913 roku w przyjechałem do Katowic, by jako prezes Centralnego Zarządu Zjednoczenia Zawodowego Polskiego dbać o polskich robotników i budować ich świadomość narodową. W 1918 roku kiedy zaczęły tworzyć od podstaw niepodległą Polskę, nie zastanawiałem się ani chwili! Zostałem delegatem do Polskiego Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu, współorganizowałem Naczelną Radę Ludową Górnego Śląska. Z jej ramienia reprezentowałem Polskę na konferencji pokojowej w Paryżu i udzielałem się w sprawach  dotyczących Górnego Śląska. W 1919 roku zostałem posłem na Sejm RP, zajmowałem się projektami zespolenia Śląska z Macierzą. Już wtedy zajmowałem się tworzeniem  Statusu organicznego województw śląskiego. Byłem przeciwny plebiscytowi,  Górny Śląsk był polski i powinien powrócić do Polski. Kiedy mocarstwa zachodnie zadecydowały jednak o głosowaniu, choć osobiście nie mogłem się z tą decyzją pogodzić , zostałem  wiceprzewodniczącym Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w Bytomiu. 

Moje zaangażowanie polityczne bardzo nie podobało się Niemcom.  Jeszcze przed plebiscytem, w Katowicach, w okolicy dworca kolejowego, napadła na mnie niemiecka bojówka. Bili i kopali… bez litości. Uratował mnie jakiś przechodzień, mówiąc, że … biją niewłaściwą osobę, bo Rymer mieszka przy ul. Kościuszki.  Napastnicy odeszli, by, zapewne, pobić właściwego Rymera, zostawiając mnie mocno poturbowanego. Cała ta banda poszła do mojego domu, żona powiedział, że wyjechałem, a mnie z trudem udało się powrócić do rodziny. Jeśli myśleli, że biciem zniechęcą mnie do walki o Ojczyznę, bardzo się mylili.  Jeszcze przed przyłączeniem Śląska do Polski Niemieccy bandyci próbowali mnie zabić. Mieszkałem w domu przy ul. Bankowej, miałem swój gabinet na parterze. Jednak podłoga znajdowała się niżej, do pomieszczenia schodziło się po dwóch schodkach. Pewnego dnia, ktoś z ulicy strzelił do mnie z karabinu…

Strona wykorzystuje COOKIES w celach statystycznych, bezpieczeństwa oraz prawidłowego działania serwisu.
Jeśli nie wyrażasz na to zgody, wyłącz obsługę cookies w ustawieniach Twojej przeglądarki.

Więcej informacji Zgadzam się